środa, 28 kwietnia 2010

Tekst żyje własnym życiem

O prawdzie tej przekonałem się niejednokrotnie. Po raz pierwszy spadła ona na mnie boleśnie, gdy po jednej ze zmyślonych historii, jakich na pęczki - tak dla jaj - pisałem niegdyś do działu "Listy do redakcji" w "Wysokich Obcasach", zgłosił się do mnie pewien dokumentalista z TVP z pytaniem, czy nie dałoby rady nakręcić o mojej zmyślonej bohaterce dokumentu.
Przygody takie przytrafiają się do dziś. Ostatnia każe mi spojrzeć na często stawiane majową porą w mediach pytanie "Czy i ja zdałbym dziś maturę z polskiego?" z zupełnie innej strony, niż zazwyczaj.

czwartek, 22 kwietnia 2010

Koncert (złych) życzeń

Jeśli ktoś ma ucierpieć, to wszyscy, a nie ja sam. Jeśli mam mieć mało, to niech inni mają jeszcze mniej. Jeśli ktoś ma mieć dobrze, to pod warunkiem, że ja będę mieć lepiej. Brzmi jak początek upiornego dekalogu? Niestety, zdaniem uczonych takie zasady obowiązują powszechnie.

Małżeńska zdrada, choroba, utrata majątku, wypadek, oszustwa, kryzys, czy wreszcie śmierć. Doborowa mieszanka nieszczęść. A jednak – w przypadku każdego z nich można by znaleźć całe dziesiątki dowcipów z nimi w roli głównej. Nie oszukujmy się – cudze nieszczęścia – i to nie tylko te zmyślone – potrafią perwersyjnie cieszyć. Dlaczego?
Niedawno w swoich badaniach ekonomiści z Harvardu, David Hemenway oraz Sara Solnick wykazali, że większość ludzi wolałaby zarabiać 50 tys. dolarów i jednocześnie 2 razy więcej od reszty, aniżeli zarabiać 100 tys. dolarów, podczas gdy inni zarabiali by 200 tys. Lepiej więc zarabiać znacznie mniej, byle było to więcej niż mają inni. Do bardzo podobnych wyników doszli brytyjscy ekonomiści Daniel Zizoo i Andrew Oswald, w których studium okazało się, że konsumenci chętniej wydadzą znaczną sumę pieniędzy, jeśli spowoduje to, że inni stracą jeszcze więcej. Mówiąc prościej – gotowi jesteśmy nawet zbiednieć, jeśli tylko ma to sprawić, że inni mieć będą jeszcze gorzej. Laurka, jaką wystawiamy sobie w takich badaniach jest dość ponura. 'Zastaw się, a postaw się', albo lepiej: 'zastaw się, a nie dopuść, by innym się powiodło'.
Skąd w ludziach tak niska skłonność, skoro powszechnie wiadomo, że 'nie czyń drugiemu co tobie niemiłe' jest jedną z najstarszych i niekwestionowanych od wieków zasad zgodnego życia w grupie? Cudze szczęście kłuje w oczy. Owszem, nie zawsze i nie wszędzie, ale jednak.

Więcej już niebawem na łamach miesięcznika "Charaktery". A na razie podaję link do artykułu, który ukazał się jakieś 2 tyg. temu. Nareczka.

sobota, 10 kwietnia 2010

Polski kompleks w erze pop

Polskich kompleksów jest bez liku. Poczucie pozostawania w tyle, sny o potędze, pretensje o niesprawiedliwość dziejową, która towarzyszyła nam od rozbiorów aż do Jałty, i pięć dekad komunizmu. Lista jest długa. Doświadczeni przez los, mamy skłonność do tego, by się użalać. "I jakżesz tutaj żyć?" - pytał Kaźmierz Pawlak w Samych Swoich. Powtarzała za nim cała Polska. I wciąż powtarza, jak ponurą mantrę.

W ostatnich czasach odczuć można było nastrój oczekiwania na zmianę. Przyszło nowe pokolenie, totalitaryzm upadł. Otwarto granice. Półki zapełniły towary. Zachłyśnięto się wolnością, usiłowano zapomnieć o złu. Historia obdarzyła nas kredytem zaufania: uwierzmy w siebie i wykorzystajmy to! Proste, lecz taki plan to oczywiście utopia. Przemiany w umysłach generacji zachodzą znacznie wolniej.

Badania prowadzone przez CBOS wskazują na dręczący nas „kompleks Zachodu” i niską samoocenę. Pod wieloma względami czujemy się gorsi. Komunizm zakorzenił w nas przekonanie, że jesteśmy biedniejsi, słabsi i gorzej wykształceni. Pojawiły się nawet hipotezy mówiące, że Polska cierpi na syndrom post-kolonialny. Dręczy nas brak kapitału społecznego, pesymizm, rozpamiętywanie historii. Demokracja zaowocowała kompleksem, z którego wynika, że Polacy są nie tylko niezdolni, ale i niechętni do samostanowienia. Mieli się tego wstydzić. Bronisław Wildstein, przy okazji wyborów do Parlamentu Europejskiego, opisywał w felietonie plakat z osobnikiem z biało-czerwonym nosem błazeńskim i napisem: "Głosuj, abyśmy nie wyglądali tak w Europie". Czy którekolwiek zachodnie państwo - pytał retorycznie Wildstein - przejmuje się tym, jak Bruksela odbierze wynik wyborczy? Czy dopiero szantaż emocjonalny ma skłonić do pójścia do urny?

Całość tekstu - do przeczytania w magazynie "Kawa". Dodam, że choć pismo na rynku świeże, to z aspiracjami bardzo wysokimi. Wystarczy zajrzeć na tę stronę. Polecam ze względu na przyjemną formę i bardzo ambitną treść.

środa, 7 kwietnia 2010

Monogamia to ściema

Marzyłeś o seksie w trójkącie? Zazdrościłeś tym, którzy tak się zabawiali? Lubisz niewinnie poflirtować? Jeśli zaprzeczasz, to albo kłamiesz, albo jesteś pingwinem.
Za czasów studenckich pomieszkiwało się w różnych miejscach. Pewnego razu życie rzuciło mnie do całkiem przytulnej kamienicy. Nie zwróciłem wówczas uwagi na zagadkowe 'tu nie' powypisywane flamastrami na niemal wszystkich guzikach domofonu. Namolni roznosiciele ulotek? – pomyślałem. Sprawa wyjaśniła się parę dni później, kiedy to sam odebrałem kilka domofonów. Na pytanie „kto tam?” słyszałem albo 'o, przepraszam', albo wprost: 'ja do pani z ogłoszenia'. Szybko pojąłem, że w kamienicy jest świetnie prosperujący burdel, rozlany na kilku kondygnacjach i w niedługim czasie sam dopisałem wymowną kreską 'TU NIE'.
Podpatrywałem jak biznes prosperuje. Niech nikt nie myśli, że w budynku miały miejsce regularne burdy inspirowane obecnością całej śmietanki tamtejszego półświatka. Absolutnie. Schludnie, fachowo. Klient przychodzi, dzień dobry, robi swoje, wychodzi. Pełna kultura. Przekrój petentów olbrzymi: od 'niebieskich' po 'białe kołnierzyki'. Wiosna czy zima, paniom klientów zbywało. Najstarszy zawód świata nadal jest niezastąpiony. Nic dziwnego. Niewidzialna ręka rynku stworzyła go w odpowiedzi na naturalne potrzeby gatunku. Teoretycznie bowiem każdy (i każda) z nas jest poligamistą. Nie miałem wątpliwości, że cała masa facetów, która przewinęła się przez tamte pielesze, po zapięciu rozporka wracała jak gdyby nigdy nic do żon, konkubin i narzeczonych. Prawda stara jak świat i równie stara jak ten zawód.

Zapraszam do przeczytania całości tekstu na łamach kwietniowego numeru LOGO.